Spływ Piława 2009

Fotoreportaż
Rozdział 1 - część 1/3

W roku 2009 płyneliśmy Piławą - piękną rzeczką na Pojezierzu Drawskim.
Jeden dzień poświęcilimy także na Rurzycę - jeszcze piękniejszą, choć krótką.
Spływ zaczynaliśmy 27 czerwca w Szwecji - bazie wypadowej dla wszelkich spływów w tym rejonie...
 
 
 
 
... prawda, że to fajnie wygląda ( zwłaszcza dla tych z "dużej" Szwecji) ...
 
Zjechaliśmy się w sobotę po południu. Wszyscy jeszcze lekko spięci, w czystych koszulkach...
Po raz drugi w takich czystych koszulkach wystąpimy dopiero do zdjęcia na zakończenie spływu.
 
 
Sebastian, po rocznej przerwie, zaczyna "trenować" gitarę...
Co to będzie, co to będzie.....
 
A na biwaku po pierwszym etapie ( w niedzielę ) spotkała nas jedyna podczas całego spływu burza...
ale za to jaka - prawdziwe oberwanie chmury...
 
Na zdjęciu poniżej sąsiad, "towarzysz niedoli", przyszedł zapytać, czy nie mamy czegoś "na rozgrzewkę",
bo strasznie się zdenerwował...
....mieliśmy....
 
 
O następnym dniu (poniedziałek) na razie nic nie powiem, ponieważ poświęcony jest mu cały Rozdział 2.
A jest co oglądać...
 
We wtorek ruszyliśmy dalej....
Po drodze, jak zwykle, napotykaliśmy różne atrakcje.
Tu "trapez" nad rzeką - po pierwszych nieśmiałych próbach... 
 
 
-....zabawa potoczyła się "na całego"...
 
 
Po południu dopłynęliśmy do bazy, z której musieliśmy przetransportować nasze bagaże drogą wodną
na bezludną wyspę, na której postanowiliśmy dłużej zabawić.
To znaczy, zostaliśmy na niej na dwa noclegi ( i oczywiście jeden cały dzień odpoczynku)
 
 
 
Wyspa okazała się królestwem bobrów - ale nam to wcale nie przeszkadzało...
....chyba żeby zerwał się silny wiatr.
 
 
Każdy zajął się tym, co robi najlepiej. Na przykład Maciek najlepiej produkuje nasz trunek - miodówkę... 
 
 
 
 
Odwiedzali nas różni goście. Tu zaciekawiła się nami czapla siwa...
 
 
Na wyspie nie było drewna na ognisko i trzeba było go poszukać na sąsiednich wyspach lub "lądzie stałym".
Na zdjęciu poniżej widok na "naszą wyspę" z kajaka, którym przytransportowałem trochę drewna...
 
 
Innym sposobem było popłynięcie wpław na drugi brzeg jeziora i spławienie drewna na wyspę...
 
 
 
 
 
Zdobywaniem jedzenia trudnili się nasi rybacy: Artur i Sebastian.
Nie byliśmy zawiedzeni, a nawet najedzeni...
 
 
A to poniżej to wystający z wody kuper łabędzia, który godzinami w tamtym miejscu nurkował...
Domyślaliśmy się, że ma tam jakąś kopalnię złota...
 
 
W wolnym dniu nie wszyscy wytrzymali bez cywilizacji i kilku popłynęło do sklepu ( 2 km wodą).
Ale to było łatwe, bo mieliśmy wypożyczoną małą łódź z silnikiem elektrycznym...
 
 
Maciek ze swoją "produkcją"...
 
 
Artur przy pracy...
 
 
I jej efekty....
 
 
Konrad raczej wolał relaks na wodzie....
 
 
A tu efekt pracy Sebastiana...
 
 
I dalszy ciąg relaksu Konrada...
 
 
c.d.n.